Tą refleksją chciałbym rozpocząć publikowanie tego, co chodzi mi po głowie nie tylko w czasie epidemii koronawirusa, gdyż pomysł zrodził się jeszcze przed nią.
Dzisiaj w naszej parafii był dzień spowiedzi. Właściwie w chwili pisania tych słów jeszcze trwa. Przez 10 godzin kapłan jest do dyspozycji chętnych. Wygląda na to, że skorzysta z tej możliwości kilkadziesiąt osób, raczej bliżej 30 niż 60. Czy to źle? Nie, ponieważ w ostatnich dniach sami zachęcaliśmy ludzi do pozostawania w domach. Dlatego choć staraliśmy się zapewnić super bezpieczne warunki (tylko dwie osoby w dużym pomieszczeniu i w znacznej odległości, dezynfekowanie klęcznika po każdym penitencie, wietrzenie pomieszczenia, mycie klamki itd.) nie dziwi nas, że większość z Parafian nie zdecydowała się na spowiedź. Nie mam tego nikomu za złe. Wręcz przeciwnie, jeśli motywem była obawa przed przenoszeniem wirusa i chęć zapewnienia bezpieczeństwa sobie i bliskim, to z całego serca pochwalam pozostanie w domu. I tylko jedna myśl trochę mąci mój spokój. W ostatnich dniach odebrałem przynajmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, telefonów, maili, wiadomości na Messengerze itd. z pytaniem, czy nie dałoby się jakoś wymyślić sposobu na poświęcenie pokarmów w Wielką Sobotę. I stąd moja refleksja.
Tradycja sypania głów popiołem, poświęcenia palm, święcenia pokarmów na wielkanocny stół, a także poszczenia w Wigilię wydaje się czymś, bez czego polski katolik nie wyobraża sobie życia. Czasami ten sam katolik, któremu trudno znaleźć czas na niedzielną Eucharystię, systematyczną spowiedź, że nie wspomnę o pogłębionej modlitwie i wzięciu do ręki Pisma świętego. Za tradycję damy się pokroić. A jak jest z relacją? Przecież Komunia święta jest wyrazem najgłębszej i najintymniejszej relacji z Jezusem. Modlitwa jest rozmową z Nim, a wiadomo, że bez rozmowy nie ma relacji. Pismo święte jest najlepszym sposobem poznania Go, a dojrzała relacja to przecież nie „randka w ciemno”. Udział w życiu Kościoła, choćby w wymiarze własnej parafii, to realizacja Jego testamentu „Aby wszyscy stanowili jedno jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie”. I tak sobie czasem myślę, że gdybyśmy tę energię, którą poświęcamy na zachowanie tradycji zużyli na budowanie relacji, to Jezus w niebie miałby wielką radość.
Kiedyś znalazłem w sieci takiego trochę szokującego mema. Jezus ukrzyżowany i świąteczne pisanki. I jakże trafny, choć nieco ostry, komentarz włożony w usta Chrystusa: „Nie przyszedłem dla jaj”. Czego od Niego oczekujesz? Pięknej święconki, ludowej palemki, popiołu, który przecież ze spalenia tej palemki powstaje, czy raczej odpuszczenia grzechów, ciała zmartwychwstania i życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen? Życia, które ma być właśnie niekończącą się relacją miłości z Bogiem. Taką, jaką zaczynamy budować już teraz.
Ks. Andrzej – Wasz proboszcz