Dzisiejszy dzień rozpocząłem od celebrowania porannej Mszy świętej. Przyszło na nią około 30 osób. To i tak radość jak na czas pandemii. W Ewangelii przeczytałem fragment o kobietach, idących namaścić ciało Jezusa: W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężów w lśniących szatach.
Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał”.
Pomyślałem, że znam te niewiasty dobrze. Co roku wysiadają z zatłoczonych autobusów na przystankach koło cmentarzy. W foliowych reklamówkach dźwigają kilogramy zniczy, kwiatów, chorągiewek. Idą odwiedzić swoich zmarłych mężów, rodziców, rodzeństwo, sąsiadów. Każdemu choćby po zniczu albo maleńkiego kwiatka. Bo jakże to tak w gości z pustymi rękami, to wbrew tradycji. Dochodzą do grobów, spotykają niewidzianą od roku rodzinę i znajomych. Szybko wymieniają informację na temat tego, „co słychać”. Niektóre zdobywają się na krótką modlitwę.
W tym roku zastaliśmy zamknięte cmentarne bramy. Dla niektórych był to prawdziwy dramat. Czytałem o ludziach, którzy ukrywali się przed policją przeskakując cmentarne płoty, by zapalić znicz na grobie najbliższych. Bo jakże to tak wbrew tradycji.
W kościele nie było tego dnia tłoku. W Eucharystii, gdzie najdobitniej przeżywamy tajemnicę obcowania świętych, bo uczestniczą oni razem z nami w liturgii, uczestniczyło w ciągu dnia kilkadziesiąt osób. Nasz kościół może „legalnie” pomieścić na jednej Mszy 170.
Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał.
Ps. Zdjęcie, które ilustruje ten wpis zrobiłem 1 listopada 2007 roku na jednym z cmentarzy w Gwatemali, gdzie potomkowie Majów, dziś w większości katoliccy, przeżywają radość z tajemnicy obcowania świętych w specyficzny dla siebie sposób. Więcej mówiłem o tym w jednym z moich kazań.