Wiele się ostatnio pisze i mówi o spowiedzi dzieci. Kontekstem tej dyskusji stały się wypowiedzi osób publicznie znanych, od polityków po duchownych. Niektóre z nich zmierzają ku całkowitej rezygnacji ze spowiadania dzieci, inne tylko ukazują wątpliwości. Równolegle, jakby niezależnie od tej dyskusji, w niektórych portalach internetowych coraz częściej pojawiają się artykuły opowiadające o traumach, jakie miały dzieci przy konfesjonale. Wszystko to razem wzięte sprawia wrażenie, jakby jakieś środowiska chciały wywołać temat i ukształtować opinię społeczną w tej kwestii. Jeśli tak jest rzeczywiście, to moment jest jak najlepszy, bo właśnie tysiące dzieci w Polsce przygotowuje się w tym czasie do swojej pierwszej spowiedzi. Dlaczego więc by nie zasiać trochę wątpliwości w umysłach rodziców? W końcu Polska jest takim dziwnym miejscem na mapie Kościoła w Europie, gdzie księża nie tylko siedzą w konfesjonałach, ale jeszcze na dodatek się w nich nie nudzą. Najwyraźniej taki stan rzeczy nie wszystkim się podoba. W wielu miejscach w Europie konfesjonały świecą pustkami lub w ogóle ich już nie ma w kościołach, a spowiedź jest traktowana jak możliwość, a nie konieczność. Taka sytuacja wiąże się z faktem, że w nauczaniu wielu księży i świeckich temat grzechu staje się całkowitym tabu. Nie wolno mówić o grzechu, by nie wzbudzać w ludziach neurotycznego poczucia winy, nie wywoływać u nich traumy, nie obniżać im poczucia własnej wartości. Bóg jest dobry i miłosierny, więc i tak skazany jest na to, żeby nam wszystko wybaczyć. Nie ma więc konieczności grzebania się w grzechu, robienia rachunku sumienia czy nazywania swoich win po imieniu. W Kościele w wielu krajach, mam wrażenie, modne stało się bezstresowe wychowanie człowieka. A jeśli dorosłego, to tym bardziej dziecka, które przecież ma o wiele większą wrażliwość. Skupmy się na pozytywach, wszak zło jest jedynie brakiem dobra, mówmy o Bożej miłości, o miłości do ludzi, świata, zwierząt i środowiska naturalnego. Nie stresujemy się myśleniem o grzechu, skoro i tak już został odkupiony na krzyżu przez Jezusa.
Oczywiście nauczanie o Bożej miłości powinno się zawsze znajdować w centrum głoszenia Dobrej Nowiny. Ale nauczanie w prawdzie. Także o tym, że ta miłość bywa wymagająca, że czasami do niej nie dorastamy lub wręcz ją odrzucamy i to właśnie nazywamy grzechem; że istnieje coś takiego jak pokusa, której źródłem może być moje ciało, środowisko świata lub szatan; i że czasem tej pokusie ulegamy, bo tak nam jest wygodniej, i to też nazywamy grzechem. I że warunkiem odpuszczenia grzechu jest to, żebyśmy o to odpuszczenie poprosili, a w Kościele mamy do tego specjalny sakrament. Jeśli tego nie powiemy, będziemy uczyć miłości, która nic nie kosztuje i kończy się w momencie, w którym trzeba coś z siebie dać. Dlatego właśnie warto mówić już małym dzieciom, że coś może być dobre lub złe, że za złe rzeczy trzeba przeprosić i starać się z nich poprawić, że do popełnionego zła trzeba się przyznać nawet jak to jest trudne i wstydliwe. Tak wychowywane dziecko nie będzie miało nadmiernego stresu przy spowiedzi. Oczywiście uruchomią się trudniejsze emocje, podobnie jak w sytuacji, kiedy trzeba powiedzieć mamie o rozbitym wazonie lub tacie o złej ocenie w szkole. Ale to bardzo dobrze. Dzięki tym emocjom mocniej zapamiętamy, że zło jest czymś, czego warto unikać. Ulga, kiedy dziecko otrzymuje rozgrzeszenie i zapewnienie o tym, że mimo grzechu, który wyznało jest nadal ukochanym dzieckiem Boga, jest najpiękniejszą nagrodą za pokonanie bariery strachu i przystąpienie do sakramentu pojednania.