W uroczystość Bożego Ciała w pewnej parafii właśnie szykowano się do wyruszenia procesji. Monstrancja stała już na ołtarzu, ale ksiądz proboszcz jeszcze po cichu instruował uczestników procesji o kolejności ustawienia, o tym co należy zabrać, gdzie ma stanąć Żywy Różaniec, gdzie dzieci do sypania kwiatków, a gdzie strażacy. Całość odbywała się w nieco nerwowej i pospiesznej atmosferze. W końcu jakoś udało się poustawiać wszystkich uczestników i procesja mogła wyruszyć. Kiedy ksiądz już schodził ze stopni ołtarza, jeden z mężczyzn, którzy podtrzymywali jego ramiona szepnął: „Proszę księdza, w monstrancji nie ma Hostii!”. Na co poirytowany kapłan miał mruknąć do siebie pod nosem: „Wiedziałem, że zapomnę o jakimś drobiazgu!”. To oczywiście tylko anegdota, ale jest w niej, być może, odrobina gorzkiej prawdy. Kiedy sam byłem ministrantem, uroczystość Bożego Ciała kojarzyła mi się właśnie z wielką krzątaniną, szukaniem mnóstwa przedmiotów, ustawianiem asysty, orkiestry, dzieci sypiących kwiaty. Potem szła wielka rzesza ludzi, z których tylko część włączała się w śpiewy pieśni eucharystycznych, a inna zajęta była rozmową, robieniem zdjęć lub – co dla wielu było niemal najważniejszym wydarzeniem – zrywaniem brzozowych gałązek zdobiących ołtarze. W atmosferze procesji naprawdę niełatwo jest o skupienie i skoncentrowanie się na Bożej Obecności w takim stopniu, jak to robimy choćby podczas adoracji w kościele. Czy zatem takie procesje mają sens? I jak to z nimi było w kościele od wieków?
Dla wielu może być zaskoczeniem fakt, że kult Najświętszego Sakramentu poza Mszą świętą to praktyka znana dopiero od drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa, a sama uroczystość Bożego Ciała została wprowadzona najpierw przez papieża Urbana VI w 1264 roku, później przez Klemensa V w 1312. Od tej daty zaczyna się ona przyjmować powszechnie i przejawiać w procesji Bożego Ciała. Z czasem dochodzi nawet do pewnych przerostów, procesje eucharystyczne stają się bardzo często, a ich związek z Mszą świętą jest coraz mniej wyraźny. Kolejne ożywienie tej formy pobożności następuje po Reformacji, jako katolicka odpowiedź na zakwestionowanie prawdziwej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Dzisiaj procesja Bożego Ciała jest przede wszystkim okazją do zamanifestowania naszej wiary w żywą obecność Chrystusa w Hostii. Trzeba jednak pamiętać, że pierwszym powodem ustanowienia Eucharystii przez Jezusa nie był kult, lecz danie jej uczniom jako pokarm. Najważniejszą formą kultu Eucharystii pozostanie więc zawsze udział we Mszy świętej, a zwłaszcza przyjęcie Komunii świętej. Z drugiej strony przyznawanie się do Jezusa przed ludźmi jest, według Niego samego, warunkiem przyznania się Jezusa do nas przed Ojcem. Procesja jest niewątpliwie publicznym wyznaniem wiary i formą wypełnienia obowiązku jej głoszenia. By tak mogło być w pełni, potrzebna jest nasza właściwa wewnętrzna dyspozycja. Przede wszystkim należy pamiętać, że procesja Bożego Ciała jest wydarzeniem religijnym i formą naszej modlitwy. Jeśli przeważy na niej atmosfera pikniku przerywanego odczytywaniem Ewangelii, to znak może być o wiele mniej wyraźny. Jeśli głównym celem stanie się przyniesienie do domu brzozowej gałązki z ołtarza, to może się zrodzić pytanie o sens takiego uczestnictwa.
Zachowanie w czasie procesji Bożego Ciała będzie zwykle odzwierciedleniem naszej duchowości. Jak więc dobrze przygotować się do tego wydarzenia? Wydaje mi się, że pierwszą i najbardziej oczywistą rzeczą jest, byśmy tego dnia byli w stanie łaski uświęcającej i przyjęli Komunię świętą, jeśli to tylko możliwe. Pamiętajmy, że to najważniejsza forma kultu Eucharystii. Włączenie się w śpiew pieśni Eucharystycznych też pomoże nam się skoncentrować na tym, co jest istotą procesji. Wcześniejsze przeczytanie czterech fragmentów Ewangelii pozwoli wejść głębiej rozumowo w tajemnicę Eucharystii. Paradoksalnie najtrudniej mają ci, którzy w procesji biorą czynny udział jako członkowie bardzo szeroko rozumianej asysty. Bo jak tu równocześnie skupić się na żywej obecności Jezusa i na pilnowaniu, by mojemu dziecku nie zabrakło kwiatków w koszyczku? Jak dbać o rozłożenie w porę korporału i zapalenie świec, by ich wiatr nie zgasił i skupić się na treści pieśni eucharystycznej? Jak w ulewny dzień pilnować, by baldachim dokładnie zabezpieczył kapłana z monstrancją i równocześnie poświęcić całą uwagę Temu, który w tej monstrancji jest niesiony? Wymaga to wszystko pewnej wewnętrznej dyscypliny i umiejętności skupienia uwagi. Gdy już uporamy się z tym, jak dobrze przeżywać czas procesji, możemy pomyśleć o tym, czemu ma ona służyć.
Pierwszy zasadniczy cel można by określić tak: Jezus i ja. Procesja eucharystyczna to forma mojej osobistej pobożności i wiary w obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Nie będę mógł niczego zamanifestować, jeśli najpierw sam tego nie przeżyję. Ni będę w stanie o niczym zaświadczyć, jeśli sam wcześniej nie doświadczę. Kolejnym ważnym celem jest umacnianie wspólnoty wiary. Pamiętajmy, że Eucharystia jest tym, co buduje nasze wspólnoty. Idę na procesję z moimi braćmi i siostrami, z którymi na co dzień tworzę parafię. Zanim wyruszyliśmy na ulice, spotkaliśmy się razem przy stole eucharystycznym. Idziemy więc zamanifestować naszą jedność rozumianą nie tylko na ludzki sposób, ale posiadającą także wymiar nadprzyrodzony mający swe źródło w jednoczącej mocy Komunii świętej. Wreszcie trzeci powód udziału w procesji to publiczne wyznanie wiary także wobec tych, którzy od dawna już Komunii świętej nie przyjmowali, albo znaleźli się na obrzeżach wspólnoty wiary lub całkowicie poza nią. Fragment jednej z moich ulubionych współczesnych pieśni eucharystycznych: „A ułomki chleba, które zostaną rozdaj tym, którzy nie wierzą w swój głód” zawsze trafiał mi prosto do serca. Bo wielu jest takich, którzy w ten głód już nie wierzą, jakby zachorowali na duchową anoreksję. I dla nich świadectwo kogoś, kto przeżywa żywą więź z Jezusem Eucharystycznym może się stać początkiem przełomu. Ale oni potrzebują zobaczyć prawdziwą wiarę, a nie tylko elementy folkloru, które prawdopodobnie jeszcze nigdy nikogo nie nawróciły. Nie żeby folklor nie był ważny, ale bez wypełnienia go treścią może stać się naprawdę czymś, co bardziej zakrywa tajemnicę, niż ją objawia.
(Tekst przygotowany dla tygodnika katolickiego Niedziela i opublikowany za jego zgodą)