Kolęda na osiedlu

 

„Proszę księdza, u nas z tych religijnych rzeczy to tylko judasz w drzwiach”. Czy ta anegdota może posłużyć za podsumowanie wizyty duszpasterskie? Jest lepiej czy gorzej niż było?

Ks. Andrzej Cieślik

 

Kto raz w życiu miał okazję odwiedzać kilkaset rodzin w ciągu miesiąca ten wie, że to nic łatwego. I nie o to chodzi, że nie jest miło. Dziś już nie ma presji przyjmowania kolędy za wszelką cenę, więc ci, którzy otwierają drzwi mieszkań czy domów, w ogromnej większości przypadków są nastawieni do księdza życzliwie. Są więc wszelkie podstawy do tego, by było miło i przyjemnie. I tak najczęściej jest. Jednakże odwiedzając kilkaset mieszkań doświadczamy też dużej różnorodności. Nie zdążyłem jeszcze zrobić statystyk, ale pewnie jak w ostatnich latach przyjęło nas około 30% mieszkańców parafii. Niewiele? Biorąc pod uwagę fakt, ze odsetek praktykujących w mojej wspólnocie nieznacznie przekracza 10% mogę zauważyć, że większość (!) z przyjmujących kolędę to osoby, które z parafią mają kontakt słaby lub żaden. I stąd bierze się oryginalność naszych rozmów. Zamiast pisać analityczny esej przytoczę po prostu parafrazę autentycznych kolędowych dialogów. Oczywiście, jak to w mediach, ciekawsze będą nie te, w czasie których było miło i przyjemnie, ale te, gdzie dochodziło do dyskusji, polemik, a czasem drobnych kłótni. Dialogi pochodzą nie tyle z ostatniej kolędy, co z mojej trzydziestoletniej praktyki kolędowania. Zacznę jednak od anegdoty, którą bardzo lubię:

Kolęda na osiedlu z wielkiej płyty. Ksiądz odwiedzający młode małżeństwo próbuje zagadywać na temat życia religijnego; pyta o udział we Mszy, sakramenty, modlitwę, lekturę Pisma świętego. Na wszystkie pytania odpowiedzi są negatywne. Wreszcie gospodarz litując się nad duszpasterzem mówi: „Proszę księdza, u nas z tych religijnych rzeczy to tylko judasz w drzwiach”.  A teraz trochę autentyków.

Wyrolowani

(Para od wielu lat w konkubinacie, bez przeszkód do zawarcia małżeństwa, dwoje dzieci):

– Pewnie znowu będzie nam ksiądz truł o małżeństwie?

– Ależ skąd! W tym roku zaproszę was, byście uwierzyli w Jezusa, który umarł za was na krzyżu i zmartwychwstał żebyście mogli żyć w wolności od grzechu i być zbawieni. Jak uwierzycie, to przyjdźcie i mi o tym powiedzcie. Wtedy jednak musicie mi udowodnić, że naprawdę wierzycie, bo sakramenty są tylko dla wierzących. Ja na tę chwilę nie mam przekonania, że nadajecie się do sakramentu małżeństwa. Ale może kiedyś mnie przekonacie!

– A to nas ksiądz wyrolował.

To się nie zdarzy?

Małżeństwo koło sześćdziesiątki, w kościele kilka razy w roku na większe święta: – My chodzimy do kościoła, jak mamy taką potrzebę.

– To znaczy wpadacie zajrzeć, czy kościół jeszcze stoi, czy nie zamieniono go na filharmonię albo muzeum?

– No co ksiądz, u nas w Polsce to się nigdy nie zdarzy! Pokazuję im zdjęcie dublińskiego pubu o nazwie „Church” urządzonego w byłym kościele, na który natrafiłem prowadząc rekolekcje dla polskiej wspólnoty charyzmatycznej  w Irlandii {www.thechurch.ie}. I mówię: – Zrobili to nie muzułmanie, komuniści czy wojujący ateiści tylko parafianie, którzy przestali chodzić do swojego kościoła. Milczenie.”.

Co sąsiedzi pomyślą?

Kobieta ponad 80 lat, schorowana, nie wychodząca z domu.

– Pani już nie da rady dojść do kościoła, prawda?

– Niestety już nie. A kiedyś chodziłam w każdą  niedzielę.

– To może teraz Kościół mógłby przyjść do pani? Odwiedzamy chorych w każdy pierwszy piątek miesiąca, mogłaby pani się wyspowiadać i przyjąć Komunię świętą.

– No co ksiądz, a co sąsiedzi pomyślą? Ja przecież jeszcze nie umieram! Oglądam Mszę w telewizji, nieraz dwa razy dziennie. – A nie tęskni pani za Jezusem w Eucharystii?

Zdziwiony wzrok…

Przykład do kazań

Schludne mieszkanie w bloku. Młoda kobieta na wózku inwalidzkim mieszka ze swoimi rodzicami. Mimo swej niepełnosprawności skończyła studia, pracuje, prowadzi tak zwane normalne życie: wychodzi z domu (właściwie wyjeżdża), ma znajomych. Praktycznie w każdą niedzielę widzę ją w kościele. Jestem trochę zawstydzony, bo w porównaniu z nią mam w życiu naprawdę łatwo. A ona jest zwykle uśmiechnięta, nie narzeka. Jest jedną z dwóch osób na wózkach, które są stałymi bywalcami niedzielnej Eucharystii. Kiedy z nimi rozmawiam, nie tylko na kolędzie, mówię przepraszająco, że czasem ich wykorzystuję jako przykład w kazaniach i kolędowych rozmowach. Zwłaszcza z tymi, którzy mówią, że w dzisiejszych czasach trudno zaleźć czas i siłę na niedzielną Eucharystię.

Żywy Kościół

Kobieta po pięćdziesiątce, w trakcie leczenia nowotworu, po chemii. Bardzo słaba, nosi maseczkę, bo odporność ma praktycznie zerową. Mimo to kiedy czuje się lepiej, potrafi dojść do kościoła, choć zajmuje jej to trzykrotnie więcej czasu niż zdrowym sąsiadom:

– Proszę księdza, ja żyję tylko dzięki mojej sąsiadce. Ona jest moim aniołem. Choć sama starsza i schorowana robi mi zakupy, załatwia sprawy, czasem podprowadzi do kościoła czy lekarza. Gdyby nie ona, musiałabym być w domu opieki lub hospicjum (jest pod opieką hospicjum domowego). Nie wiem jak mam za nią Bogu dziękować. Chwilę wcześniej byłem z kolędą u tej sąsiadki. Rozmawialiśmy miło, poczęstowała mnie kawą. Nawet słowem nie wspomniała, że opiekuje się chorą sąsiadką. Dla niej to po prostu oczywiste.

Odmieniony proboszcz

Kobieta w średnim wieku, rozwiedziona, mieszka sama. Twierdzi, że praktykuje regularnie. Dla wyjaśnienia muszę dodać, że w tym roku zrobiłem parafianom na kolędę psikusa i zgoliłem brodę, którą noszę prawie od ćwierć wieku: – Proszę księdza, czemu ci księża zmieniają się w parafii tak często?

– Zmiany wikariuszy to normalne, ale nie powiedziałbym, że są u nas częste. Ksiądz Szymon pracował tu sześć lat, ksiądz Robert cztery.

– A ksiądz chyba też tu niezbyt długo?

– No, ja już też czwarty rok.

– A czy to prawda, że zmienił się proboszcz?

– Podobno, a pani coś o tym słyszała?

– Tak, podobno jest taki nowy.

– A jak wygląda?

– Taki nieduży, z siwą brodą!

– To może go od pani pozdrowić?

– Gdyby ksiądz był tak miły…

Paczkomat

Małżeństwo w średnim wieku, nastoletnie dzieci. Pytam o praktyki religijne:

– Proszę księdza, teraz to takie czasy, że człowiek zagoniony i na nic nie ma czasu. Dwie prace, kończymy spłacać kredyt na mieszkanie. Sam ksiądz wie, że to trudne czasy dla praktyk religijnych.

– Trudne czasy? Moim zdaniem trudne czasy są w Syrii, Chinach czy Afganistanie, gdzie wybranie się na niedzielną Eucharystię może skończyć się więzieniem lub śmiercią, gdy ktoś wrzuci bombę do kościoła. Trudne czasy są na misjach, gdzie na Eucharystię trzeba iść dwa dni pieszo przez busz. Ale u nas? Kościół  zwykle o 10 minut drogi od domu. Pięć Mszy w niedzielę do wyboru. Nikt nie prześladuje za przyznawanie się do wiary. To co można jeszcze ułatwić? Komunię świętą do paczkomatu?

– Ksiądz jest niemiły. Tyle lat przychodzili księża i nie czepiali się o nic, a ksiądz się tylko czepia!

– Tak! Bo to kiedyś mnie Bóg zapyta na sądzie: „A czy im przypomniałeś?”. Mogę z państwem rozmawiać o pogodzie, sporcie, filatelistyce. Ale czy wtedy będę tym, kim Bóg chce mnie mieć?

Kawał z brodą

I jeszcze na koniec autentyk z ubiegłego roku. Starsza kobieta chora na oczy. Widzę w karcie, że odwiedzałem ją po kolędzie także przed dwoma laty. Jest czas pandemii, więc mam na twarzy maseczkę. – Ostatnio to był u mnie taki inny ksiądz.

– Jaki?

– Taki z brodą.

Uchylam maseczkę i pytam:

– Z taką?

A kobieta szczerze:

–Nie, z taką czarną. (oczywiście teraz jest już bardziej siwa).

Pozdrawiam kolędowo i tak sobie myślę, że tych historii z 30 lat może zebrałoby się na jakąś książkę.

Ps. Dziękuję Redakcji za wygładzenie tekstu i świetne śródtytuły.